Gdyby chociaż:
Cień, zarys –
– mrugał z lekka okiem
Źdźbła wylewał
Sunął, parskał –
– cokolwiek…
Gdyby chociaż:
Ciepłe, drobne
Skrawki niebios –
– odłamki zrzucały
A one,
Padały wprost –
– Rzęsą w oku upartą były
Drobiną, co spadła na wieczność
W pamięć wlane
Z aptekarską precyzją
Strumieniem mniemań, przypuszczeń
Jakimś cudem
Wspomnienia rozparcelowały
Jedno po drugim
Ciąg terminów
W sieci złapanych
Jak płaty kwiatów spadające
W Okowy
Tryby
Macki...
Niewygasłe?
Przecież pyłem poprzez światło
Myśli, słowem tliły –
– szumem, szum zbywały!
W ogrom, oceaniczny bezmiar
Słały mgły łzawe!
Niewygasłe?
Bo gdy w sieć śmiertelną wpadły
Choć osnute w bieli
Szarością zapomnienia zlane –
– całkiem nikną…
W lepką plecionkę stopione
W niej ostawszy
Koniec końców –
-zawsze giną…
Gdyby chociaż drzazgą kaleczącą w placu stać się mogły –
– zamieszkać w nim, pozostać
Dłużej
Niż na jedną
Chwilę.
Niknącą w okamgnieniu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz